Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino

Szymon Góraj | 29-06-2024 16:00 |

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino Odkąd tylko pamiętam, poziom trudności w grach FromSoftware to stale powracający temat. Na przestrzeni lat pojawiały się głosy nawołujące do uprzystępnienia rozgrywki - albo przynajmniej wprowadzenia trybu easy. Po premierze Elden Ring doszedł jeszcze jeden skrajny obóz, ale idący w odwrotną stronę, bo krytykujący nadużywanie wszelkiego rodzaju summonów, zaklęć i tak dalej. Trzeba przyznać, że najnowsza pozycja od FromSoftware jest najbardziej przystępna dla świeżego gracza - już nawet biorąc pod uwagę strukturę otwartego świata. Ale Miyazaki chyba nie byłby sobą, gdyby trochę nie zamieszał przy Shadow of the Erdtree. Sprawa jest dość skomplikowana, w związku z czym uznałem za stosowne dać sobie trochę więcej czasu na spokojne zgłębienie i przemyślenie tematu, nie bacząc aż tak na to, ile dni po premierze recenzję dostarczę. A poniżej owoce tychże rozważań.

Autor: Szymon Góraj

Co ciekawe, przy okazji premiery Elden Ring w 2022 roku FromSoftware pozytywnie odniosło się do apelów graczy o stworzenie "easy mode" - ale na swój sposób. Wciąż jeżeli ktokolwiek liczył na znalezienie w ustawieniach gwarantującej to jakiejś magicznej funkcji, mógł już na starcie dać za wygraną. Japończycy w swoim stylu wprowadzili w życie pewne niuanse, pozwalając graczom wpaść na to samodzielnie, "czytając" środowisko gry. I tak wejście w otwarty świat samo w sobie stanowiło potencjalne ułatwienie, bo teraz nikt nie musiał pobić trudnego dlań bossa, żeby posunąć się dalej. Problem oczywiście znika, a twórcy podkreślili to w genialny w swej prostocie sposób: na samym wstępie naturalnie generując okoliczności uzmysławiające znajdującemu się na początku drogi graczowi ogrom zastanych możliwości.

Przez kilka miesięcy FromSoftware spokojnie dawkowało informacje o swoim rozszerzeniu, aż nadszedł czas rozliczeń. Elden Ring: Shadow of the Erdtree weszło na rynek ze zwyczajowym dla gier studia rozmachem, generując jednak przy tym pewne konkretne kontrowersje.

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Recenzja Senua's Saga: Hellblade II - podróży ciąg dalszy. Sprawdzamy, czy Ninja Theory ponownie oczaruje graczy

W ramach prologu posłużę się jeszcze klasyczną już analogią z Elden Ring. Niedaleko od miejsca, przy którym wychodzimy po raz pierwszy na otwartą przestrzeń Lands Between, okolice patroluje sobie ciężko uzbrojony rycerz z ogromną halabardą, dosiadający przy tym opancerzonego wierzchowca. Jeżeli tylko znajdziemy się w jego polu widzenia, ten natychmiast na nas szarżuje, a na ekranie materializuje się standardowy pasek życia bossa. Pozostaje się bronić przed niesamowicie potężnym jak na ten etap rozgrywki adwersarzem lub ratować ucieczką. Ale stosunkowo łatwo da się zauważyć, że jeżeli obejdziemy jego terytorium, na luzie odłożymy konfrontację z Tree Sentinelem, aby odpowiednio się przygotować zwiedzając świat gry. Tam zaś czekało od groma narzędzi pozwalających na opcjonalne ułatwienie zmagań w takim zakresie, w jakim uznamy za stosowne. Poza magicznymi inkantacjami czy zwykłymi summonami pojawiły się chociażby rewolucyjne Spirit Ashes - przywoływane istoty odpowiadające poszczególnym istotom (plus Mimic Tear) i walczące u naszego boku w określonych sytuacjach, głównie przeciwko bossom. Kluczem była zatem eksploracja i główkowanie nad znalezionymi łupami. To otwierało drogę do absurdalnie dużej liczby sposobów, na jakie można przejść grę. Premiera Shadow of the Erdtree wprowadziła nie lada konsternację u sporej części grających, podnosząc poziom trudności i zmieniając status quo progresji. Ale czy filozofia Miyazakiego i jego ekipy naprawdę aż tak się zmieniła...? 

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Recenzja Alone in the Dark - Pieces Interactive stara się złożyć do kupy dawną legendę. Nowe ujęcie i zaciąg hollywoodzkich gwiazd

W ten sposób przechodzimy do tematu numer jeden. Kto interesował się dodatkiem choć pobieżnie, do tej pory już raczej o tym wie, ale dla porządku warto podkreślić, że twórcy zażyczyli sobie od graczy, by przed wejściem do Krainy Cienia pokonać upadłego generała Radahna oraz przede wszystkim Pana Krwi Mohga - powszechnie uznawanego za jednego z najtrudniejszych bossów podstawki. To właśnie bowiem na jego terytorium znajduje się osobliwy "portal" prowadzący do Shadow of the Erdtree. Gdy piszę o grach FromSoftware, na ogół w niewielkim stopniu skupiam się na fabularnych niuansach, bo to warto ewentualnie odkryć samemu (zwłaszcza tutaj, bo prosta w zamyśle fabuła kryje w sobie niesamowicie dużo dobra dla ludzi interesujących się takimi sprawami). Należy niemniej podkreślić, że tym razem w porównaniu z Dark Souls czy innego Bloodborne główną intrygę nakreślono wyjątkowo wyraźnie. Zgodnie z zapowiedziami, podążamy za Miquellą - tajemniczym synem Radagona i Mariki, który w przeciwieństwie do licznego rodzeństwa (także przyrodniego) dotąd znajdował się w cieniu wydarzeń, choć nie można mu było odmówić wpływu na świat. Praktycznie natychmiast trafiamy na grupę swoistych wyznawców nietypowego półboga (jedna z nich, Leda, ucina z nami pogawędkę tuż przed samą teleportacją do Land of Shadow). Na miejscu mamy jeden główny cel: podążanie śladami Miquelli po niegościnnej, odizolowanej od reszty krainie.

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Myślę, że w tym miejscu można płynnie przejść do bodaj najczęściej dyskutowanej kwestii po premierze: poziomie trudności. Cóż, osoby, które jeszcze nie grały w Shadow of the Erdtree, mają prawo się lekko zdziwić. No bo jakże to? Przecież wysokie wymagania to jeden z motywów przewodnich tego nurtu. Ale w tym przypadku wstępny szok - albo przynajmniej pewne zaskoczenie - jest zrozumiały. Oto wchodzi sobie gracz na poziomie 150 lub wyższym i pierwszy mocniejszy adwersarz ma go w zasięgu na kilka trafień. Sam potrzebowałem chwili na zsynchronizowanie się. Zawędrowawszy nieco na bok wstępnej ścieżki głównej, by sobie niezobowiązująco poeksplorować, trafiłem do jednego z mauzoleów. Tam już czekał na mnie pierwszy groźniejszy śmiałek: uzbrojony w wielki miecz i unikalną, szyjącą seriami ognistych bełtów kuszę rycerz w ciężkiej zbroi. Przyznaję, że spodziewałem się względnie łatwego pojedynku. Wszak do Krainy Cienia wtargnąłem z eksperymentalnym, acz sprawdzonym buildem kręcącym się wokół Dark Moon Greatsworda, a przede mną stał jakiś anonimowy wojak. Tymczasem przy pierwszych podejściach zostałem tak sponiewierany, że musiałem zmienić nastawienie o 180 stopni, a i tak powaliłem go w momencie, gdy byłem bliski machnięcia ręką i powrotu do tego miejsca po jakimś czasie. Ktoś, kto jest herosem i wymiataczem w Caelid czy Altus Plateau, tutaj bardziej przypomina błagającego o najniższy wymiar kary żebraka.

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Owszem, dodatek do Elden Ringa jest bardzo trudny. Trudniejszy niż wszelkie rozszerzenia poprzednich gier FromSoftware, bo różnice pomiędzy poziomem 100, a np. 150 nie są jakieś znaczące - tak czy inaczej na powitanie dostajemy w kość. Ale nie bez przyczyny. Podstawowa zawartość gry jest specyficzna z wielu powodów, w szczególności przez wzgląd na zdecydowanie się na otwarty świat. Co więcej, aby przejść grę standardową ścieżką (chodzi o zakończenie The Age of Fracture), można pominąć większość mocniejszych przeciwników, a nawet olać całe obszary. Pamiętajmy również, że od premiery podstawki minęły już ponad dwa lata. W ciągu tego czasu spora część grających zdążyła opracować sobie (lub wykombinować na bazie niezliczonych poradników z sieci) mocarne buildy, które zmiatają z powierzchni Lands Between jeśli nie wszystkich, to większość dostępnych bossów. Już nawet nie wspominam szerzej o połączeniu ich potencjałów z wszelakimi summonami. Myśląc nad DLC, twórcy musieli uwzględnić konieczność wprowadzenia właściwego balansu - tak żeby osoba doń wkraczająca nie rozwalała z marszu każdego swoją gotową konfiguracją. To po prostu nie miałoby większego sensu, a dodatkowo w pewien sposób łamałoby filozofię tworzenia gier przez Miyazakiego.

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Zdecydowano się ostatecznie na dobranie czynnika sprawiającego, że wchodzenie do Shadow of the Erdtree będzie niemal jednoznaczne z rozpoczęciem nowej gry. A idea jest, nie ma co ukrywać, ekstremalna. W obrębie dodatku (na podstawową wersję nie wpływa w żaden sposób) istnieją dwa kluczowe materiały: Scadutree Fragment, zwiększający ofensywne i defensywne zdolności gracza, oraz Revered Spirit Ash, wzmacniający summony i odporność naszego nieocenionego wierzchowca. Można doszukać się tutaj pokrewieństwa ze zwiększaniem siły ataku w Sekiro: Shadows Die Twice. Z tym, że tam Wilk zyskiwał je wyłącznie poprzez wykorzystywanie Wspomnień z pokonanych bossów, zaś w Shadow of the Erdtree w większości przypadków odszukujemy je porozrzucane po krainie. I nie, pochłaniając je przy "ognisku" nie tworzymy Easy Mode - ignorując temat, decydujemy się na swoisty Superhard Mode. I warto być tego świadomym. Informacje o tych mechanikach pojawiają się niemal natychmiast, nie wiem, czy nawet istniałaby możliwość nietrafienia na jakimś etapie na tutorialową notkę. To nasz nowy regulator poziomu trudności - rzecz jasna niejedyny, jako że nadal posiadamy wiele opcji w postaci czy to przygotowując się indywidualnie do każdej bitwy, czy używając summonów, jeżeli ktoś woli trochę prostszą walkę. Mimo, że niewątpliwie zmieniają dynamikę starć, nie pozwalając przez to przeżyć pełnego doświadczenia movesetu bossa, one również zostały stworzone przez Miyazakiego. To jedna z mechanik gry, nie żadne cheaty - i żadni samozwańczy kontrolerzy jakości owego faktu nie zmienią. Ostatecznie gramy dla przyjemności, nie podleczenia ego, a siłą Elden Ring jest masa sposobów, na jakie można grę przejść.

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Nie oszukujmy się, sytuacja wyglądała tak, że Miyazaki i spółka musieli wpaść na jakieś rozwiązanie, które zmieniłoby stan gry. Czy tego typu koncepcja - a nade wszystko jej realizacja - jest dobra? Zdania są podzielone, więc tutaj naprawdę każdy powinien sprawdzić i ocenić to samemu. Jako wielki zwolennik bardzo szczegółowej eksploracji, gromadzenia fragmentów lore i poznawania historii konkretnych postaci, grup tudzież lokacji, przyjąłem te mechaniki intuicyjnie. Ale nie chcę zamykać się na inne preferencje prostym "a mi się podoba". Jestem świadom tego, że ewidentnie nie każdy podziela ten punkt widzenia, a nowy system jest bardzo oderwany od tego, co znamy i bez wątpienia niepozbawiony wad. Osoby przywiązane do tego, że każdy znaleziony oręż jest ogromnym atutem zwiększającym ich potęgę, nieraz nie do końca akceptują redefiniujące układ sił nowe porządki. To wręcz naturalne.

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Tym samym o ile potrafię zrozumieć, jeżeli dany gracz zżyma się na poukrywane Scadutree po zakamarkach mapy - w Elden Ring zawsze szukaliśmy wzmacniających przedmiotów, ale nigdy nie zależało od nich tak wiele, więc zmienia to dynamikę rozgrywki - o tyle przy narzekaniach w związku z poziomem trudności ogarnia mnie już lekkie zdumienie. Czy naprawdę tyle osób chciałoby wparować do DLC ze swoim Zweihanderem, Comet Azur, czy innym Rivers of Blood i z grubsza nie mieć żadnych większych oporów? Oznaczałoby to oczywiście, że solidny odsetek graczy straciłby powód do przeszukiwania gigantycznych, pełnych wielorakich sekretów do odkrycia lokacji czy eksperymentowania z nowymi buildami. W zasadzie przychodzi mi teraz do głowy jedno alternatywne rozwiązanie: zamieścić DLC na jeszcze dalszym etapie rozgrywki, a co za tym idzie, zamiast dorzucać do puli błogosławieństwa - zastąpić je wyższym progiem wejścia, specjalnie na nowe zagrożenia podbić wzmacnianie broni do +30 i tak dalej. Mam jednak wątpliwości, czy to by w ogóle wypaliło, bo na tę chwilę nawet nie chce mi się wyliczać, przez ile przeszkód musieliby się przeprawić twórcy, by to działało. Siłą rzeczy pozostaje pogodzić się z tym, że jakkolwiek myśl przewodnia Elden Ring (sami regulujemy poziom trudności) pozostaje zachowana, jej ciężar przenosi się na fragmenty Scadutree i skrawki Revered Spirit Ash. Zresztą deweloperzy dalej dostarczają nam zatrzęsienie innych atutów wspierających w potyczkach, a w ostatnich dniach pojawił się patch kalibrujący balans, który m.in. zwiększa korzyści wynikające z pierwszej dziesiątki zebranych błogosławieństw (czyli dokładnie połowy), by przy drugiej ów progres stonować. Ot, ukłon w stronę osób irytujących się na z początku zbyt wolno dla nich przebiegający progres. Zapewne inna grupa będzie z kolei irytowała się tym uprzystępnieniem, ale jak powszechnie wiadomo, nigdy nie dogodzi się każdemu...

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Nim przejdę do dalszej części rozważań, na moment jeszcze powrócę do spraw wokół lore, ale bezpośrednio sprzężonych z owymi mechanikami. Jeżeli wdamy się w dyskusję chociaż z paroma co ważniejszymi NPC-ami, ewentualnie dodatkowo poczytamy co nieco powiązanego lore, prędko uświadomimy sobie, że tacy jak my (czyt. The Tarnished) nie są zbyt mile widziani. Trochę przypomina mi to sytuację w Bloodborne: The Old Hunters, gdzie w pewnej rybackiej wiosce dokonano przed laty pewnych straszliwych czynów - a ich konsekwencje w pewien sposób wpłynęły nie tylko na ich sprawców, ale całe środowisko. W Shadow of the Erdtree trafiamy na znękaną społeczność - i to przez konkretne istoty. Dlaczego posągi Mariki w Land of Shadow zostały pozbawione głów? Nasza postać może sobie być pariasem, który jedynie aspiruje do bycia panem Ziem Pomiędzy, ale jego potęga zbudowana została na siłach z zewnątrz. A te przeklęte, odrzucone z pewnych powodów tereny mają inną aurę. Stąd też w domyśle musimy się wzmacniać, czerpiąc z lokalnych źródeł - w tym przypadku z błogosławieństw. Myślę, że ma to sens - zwłaszcza, że zaledwie parę dni po premierze znalazłem gdzieś w sieci zbliżone wnioski. Łączenie fabularnych meandrów z mechanikami to w końcu typowy zabieg FromSoftware.

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

A skoro zaczepiłem już kilkakrotnie o lokacje, zatrzymam się przy nich na chwilę - bo to właśnie ich jakość sprawiła, że znalazłem się wśród osób, które niemal od razu zaakceptowały świeże mechaniki popychające do eksploracji. Już kiedy wyszedłem na startową otwartą przestrzeń i moim oczom ukazały się poprzetykane duchowymi nagrobkami pola, czułem, że będę się zachwycał co najmniej tak, jak dwa lata temu, gdy stawiałem pierwsze kroki w Limgrave. I nie myliłem się. Komu brakowało w podstawce słynnej wertykalności, powinien być co najmniej usatysfakcjonowany rozwiązaniami w Shadow of the Erdtree. Skomplikowane korytarze, skróty, gargantuiczne, wielopoziomowe pałace, posiadające kilka warstw górskie pasma - to aż zapiera dech. Rozmiary mapy same w sobie mogą szokować, ale prawdziwe efekty widać, gdy doświadczymy na własnej skórze, jak genialnie skondensowana jest tam zawartość. Lwia część mapy to sieć organicznie połączonych ze sobą ścieżek, w pewnych aspektach nawiązujących wręcz do wybitnego level designu z Dark Souls - co jak na grę w otwartym świecie już uważam za nie lada osiągnięcie. Nie ma chyba opcji, żeby samodzielnie odnaleźć wszelkie ukryte przejścia, czasem tworzące alternatywną ścieżkę do innego regionu. Poprawiono nawet dungeony. Teraz są bardziej rozbudowane, z kilkoma zmyślnymi pułapkami i na ogół lepszymi nagrodami za eksplorowanie ich. Znalazłem tam kilka perełek, więc polecam.

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Wisienkę na torcie stanowi rozmach i wizja artystyczna. W efekcie czego tak jak w podstawce błąkamy się po upadłym świecie pamiętającym czasy świetności olbrzymów i półbogów - ale jest to jeszcze bardziej efektowne. Aż chce się zatrzymać i po prostu podziwiać widoki. I tak jak zaznaczałem wcześniej, te obszary są w większości wypełnione masą ciekawej zawartości czekającej na odkrycie, acz muszę zaznaczyć, że da się wyodrębnić odsetek na wpół pustych lokacji, co może lekko rozczarować. Jednakże rzeczony defekt w moim przekonaniu blednie przy tym, co w ogólnym rozrachunku dostajemy. Bardziej kłopotliwa jest optymalizacja. Pomimo mocnego sprzętu, w wielu miejscach natykałem się na spadki klatek na sekundę - nie na tyle duże, by zepsuły mi zabawę, ale mogę sobie wyobrazić, jak kulejący performance może przeszkadzać osobom zaopatrzonym w słabsze konfiguracje.

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Jeśli chodzi o broń i inne wojenne oporządzenie, to nie jest tak, że musimy coś dobrać z rozszerzenia, bo inaczej zostaniemy zmieleni - nadal można się trzymać własnych, ogranych faworytów z podstawki. Ale zapewniam, że istnieją spore szanse, iż więcej niż jedna odmiana wpadnie nam w oko. Nie mówimy bowiem o byle uzupełnieniu asortymentu - takiej rewolucji nie doświadczyłem chyba w żadnym soulsowym DLC. Starczy, że wspomnę o 8 (!) nowych kategoriach broni, kilku uzupełniających kierunkach, jeśli chodzi o magię i inkantacje (od magii grawitacji po specjalne smocze ataki) oraz rozlicznych talizmanach czy niezastąpionych Ashes of War. Wystarczająco, by przygotować parędziesiąt buildów kształtujących wojowników, czystych magów, kapłanów i moją ulubioną część programu, czyli wszelakie hybrydy. Pamiętam, gdy w pierwszych godzinach znalazłem Backhand Blade'a - przedstawiciela odwróconych ostrzy, jednej ze wspominanych nowych kategorii - i natychmiast dołączyłem do licznych jej fanów. Na tyle, że specjalnie zresetowałem postać, by stworzyć elastyczną (dla testowania jak najliczniejszych odmian oręża) postać, skłaniającą się jednakże ku podbijaniu zręczności. I nie zawiodłem się, bo to prawdziwy mocarz pozwalający wyprowadzać szybkie ataki, a moja postać dosłownie śmigała przez pole bitwy. Ale niejednego bossa spacyfikowałem Milady z gatunku Light Greatswords, wykorzystującą zabójczo precyzyjne w swej elegancji wypady i daleki zasięg. 

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Co jasne, to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Mamy tu fanów systemu walki w Sekiro? Miyazaki podrzucił im gigantyczne katany z Ash of War o nazwie Overhead Stance - bardzo czytelnym nawiązaniem do popularnego Ichimonji - z dewastującym defensywę wrogów atakiem z góry, a także, uwaga: rękawice zmieniające nas w prawdziwego mnicha. A jeżeli ktoś chce zostać przy walce wręcz na bliski dystans, ale preferuje rozwiązanie bardziej siłowe, twórcy proponują Beast Claws - nakładane na dłonie ostre pazury generujące skrajnie agresywne, zwierzęce ataki, przywodzące na myśl walki z anime. Dystansowcy docenią broń do rzucania, co zapewnia potencjalnie znakomite wsparcie na średnim dystansie, a nawet podstawę dla builda - w końcu to już nie są limitowane "rzucajki", znane jeszcze z pierwszych Dark Souls. Z zaskoczenia wzięły mnie ulepszone butelki perfum, mające znacznie rozszerzony potencjał bojowy. Ich zasięg nadal nie jest najdalszy, lecz efekty oparów (błyskawica, ogień, lód, trucizna i szaleństwo - w zależności od wybranej wariacji) to zagrożenie nie do zignorowania. Z nowości chyba najmniej mnie interesowały nadziane ćwiekami tarcze - co nie znaczy, że nie doceniam konceptu łączenia defensywy z ofensywą, to po prostu wybitnie nie mój styl. W dalszym ciągu opisałem ledwie wybraną awangardę rynsztunku. Wśród opcji nadal pozostają nowe łuki, katany, młoty, topory, summony itp., ze specjalnym podkreśleniem zdolności i broni od głównych bossów (i tu zmilczę, żeby nie zepsuć niejednej miłej niespodzianki). A przecież to, co oferuje podstawowa wersja Elden Ring, nie zniknęło - łącznie gwarantując aż nadto narzędzi tak dla osób planujących przejść grę kilkakrotnie, jak i śmiałków stających w szranki na walkach PvP.

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Przeciwnicy są bardziej zróżnicowani niż w Lands Between - do perfekcji dalej daleko i np. niektórzy stanowią wariacje tego, co już znamy, ale ogólnie rzecz biorąc pomysłowo przygotowane bestie, wojownicy i inni z nawiązką nadrobili mi każdy reskin. No i ci bossowie. Ość w gardle niejednego weterana soulsowego. Kolosalne obrażenia przy szybkim tempie rozbudowanych ataków, zaklęcia obszarowe i niewielkie okienka na reakcje - to macie jak w banku. Miyazaki wspominał w wywiadach, że chce przekroczyć pod tym kątem pewne limity i czego by nie powiedzieć, osiągnął to. To jeszcze jeden argument, tuż obok atrakcyjnego zestawu nowych broni, by pozbierać z gry resetujące levele Larval Tears, gdyż w skrajnym przypadku możecie chcieć uderzyć na bossa z buildem bardziej pasującym do sytuacji - głównie odnoszę się tu do finalnych bossów, z których jeden należy do najtrudniejszych w historii gier FromSoftware. Muszę przyznać, że dziesięciu głównych bossów i sporo pobocznych (nie uniknięto kilku klonów, ale sadzonych z większym umiarem niż w podstawce) dało mi mniej więcej to, czego oczekiwałem: wymagających nierzadko specjalnego przygotowania do tyleż imponujących, co wyczerpujących pojedynków, podczas których raz za razem ginąc, szukałem słabych punktów.

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Jasne, mam kilka uwag. Przykładowo, jeden z przeciwników miał tak schrzaniony hitbox przy atakach, że na okres zmagań nabawiłem się flashbacków z Dark Souls 2. Raz miałem też irytujące problemy z działaniem kamery. Ale chyba tylko wtedy nie zawsze czułem, że śmierć w boju jest fair (tj. wynikająca z moich błędów, a nie niedoskonałości designu). Niesławne ataki AoE uważam za w dużej mierze wyolbrzymione, bo na ogół da się ich unikać niczym standardowe pociski, nie wliczając dosłownie paru przesadzonych wyjątków od reguły. Za to znalazły się konfrontacje, które zaliczyłbym w poczet moich ulubionych w historii gatunku. Spotkanie z promującym dodatek Messmerem to czysty spektakl, zaś moją ulubioną walką jest chyba starcie z wojowniczką stanowiącą skrzyżowanie Pontiffa Sulyvahna i Tancerki z Dark Souls 3. Wspaniałym pomysłem był również boss nawiązujący do najbardziej szalonych wytworów z Bloodborne, ponadto mamy kolejną popisową walkę ze smokiem. I ta ścieżka dźwiękowa... o ile w samym Elden Ring rzadko dłużej zapamiętywałem utwory, o tyle Shadow of the Erdtree zapewnia ucztę dla uszu. Nadal nie jest to maestria Bloodborne, ale wyraziste, podniosłe brzmienia, zwłaszcza przy bossach, trzymają poziom DS3. Nie mam złudzeń, że w nieokreślonej przyszłości będę próbował ich wszystkich pokonać jeszcze co najmniej parę razy - tylko odmiennymi buildami.

FromSoftware stworzyło praktycznie Elden Ring 1.5. To ogromna, bezkompromisowa pozycja, ale i z tego względu wzbudzająca sprzeczne uczucia. Choć zatem rozumiem wiele powodów, dla których komuś dodatek nie podszedł, jestem po stronie tych, których Kraina Cienia urzekła. I na razie w moim osobistym zestawieniu to główny kandydat do gry roku 2024.

Recenzja Elden Ring: Shadow of the Erdtree - Wielki powrót do Krainy Cienia. Najlepszy dodatek od czasu Wiedźmin 3: Krew i Wino [nc1]

Trudno w ogóle myśleć o Elden Ring: Shadow of the Erdtree w kategoriach dodatku, jako że to, co ma do zaoferowania, przekracza niejedną pełnoprawną pozycję za ponad 300 zł. Więc tak, uważam, że 170 zł to uczciwa cena za to, co nam się oferuje. Niemniej warto jednak mieć na uwadze pewne nieraz drastyczne zmiany czy bardzo wysoki poziom trudności, co jak widać choćby po internetowych dyskusjach - nie każdego zjednały. Czy to najlepszy dodatek, jaki kiedykolwiek powstał? W obrębie gatunku będę jednak trzymał stronę Bloodborne: The Old Hunters, ale to bardziej dlatego, że uważam go za DLC kompletne. Z drugiej strony, chociaż jestem świadom wad i pewnych niedociągnięć Shadow of the Erdtree, uważam ją za wybitną pozycję na dziesiątki godzin. Mnóstwo uzupełniającego lore, co rusz jakiś sekret do odkrycia, poziom trudności stale regulowany poprzez korzystanie z dostępnych mechanik i satysfakcja z triumfu, której doświadczałem jedynie w takich grach. Składa się to na obraz poprzetykanego pewnymi skazami, ale fenomenalnego doświadczenia.

Elden Ring: Shadow of the Erdtree
Cena: 170 zł

Elden Ring: Shadow of the Erdtree
  • Niesłychany ogrom świata
  • Level design na najwyższym poziomie
  • Przepiękne lokacje
  • Ilość i jakość nowego ekwipunku
  • Większość bossów
  • Świetna ścieżka dźwiękowa
  • Istny raj dla poszukiwaczy dodatkowych skrawków lore
  • Nie lada wyzwanie nawet dla weteranów
  • Optymalizacja do poprawy
  • Kilka chybionych pomysłów w walce z bossami
  • Parę zbyt opustoszałych obszarów
  • Nowe mechaniki nie będą każdemu pasować
Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Liczba komentarzy: 37

Komentarze:

x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.