Recenzja Jimmy PW11 Pro Max. Jednoczesne odkurzanie i mycie podłóg, plus stacja do mycia i suszenia rolek

Jimmy PW11 Pro Max - Konstrukcja odkurzacza

W życiu przetestowałem już sporo odkurzaczy, ale za każdym razem imponuje mi to, jak pomysłowo Chińczycy potrafią je zapakować. W relatywnie kompaktowym kartonie o wymiarach 68 x 40 x 29 cm zmieścili (uwaga) cztery warstwy sprzętu i akcesoriów. A jest tego całkiem sporo, bo nawet sama stacja dokująca składa się z czterech dość dużych elementów, a do tego dochodzi pięć nasadek (w tym dwie całkiem pokaźne), długa i wielofunkcyjna szczotka do czyszczenia, dodatkowa rura do odkurzacza przenosząca zasilanie, spora butelka roztworu czyszczącego, przewód, no i oczywiście odkurzacz. On również składa się z kilku głównych modułów oraz akumulatora. Optymalizacja przestrzeni na najwyższym poziomie. Przejdę zatem do opisu każdej z powyższych rzeczy, zaczynając od odkurzacza.

Jimmy PW11 Pro Max składa się z innych elementów, w zależności od tego, z jakiej nasadki chcemy korzystać. W postaci minimalistycznej można podłączyć dowolną nasadkę do samego korpusu i sprzątać kanapę, fotele, poduszki, materace, półki itp. Korpus wraz z zamontowanym już akumulatorem jest lekki, bo waży zaledwie około 1,5 kg, a do tego zaskakująco wąski (około 9,5 cm). Moim zdaniem nada się on do sprzątania również w samochodzie. Druga konfiguracja obejmuje korpus z podłączoną rurą oraz nasadką z napędem, przeznaczoną do dywanów. W tym przypadku całość robi się cięższa, bo waży około 2,9 kg (bez wlanej wody), ale to wciąż nie jest masa, którą określiłbym jako męczącą, nawet podczas dłuższego odkurzania. Pojemność zbiornika na brudną wodę to 0,45 litra.

Natomiast konfiguracja podstawowa, czyli najbardziej uniwersalna, przeznaczona do jednoczesnego odkurzania oraz mycia podłóg twardych, wymaga podłączenia modułu ze zbiornikiem na brudną wodę oraz największej nasadki z napędem i dwiema szerokimi rolkami. Tutaj masa łączna rośnie już do około 4,75 kg, a po nalaniu wody jeszcze więcej. Można ją już określić jako dość wysoką. Zdecydowanie warto podkreślić, że sama nasadka z dwiema rolkami jest tak masywna, że to właśnie ona najbardziej męczy rękę, tym bardziej że jest umieszczona na samym końcu. Zaletą jest natomiast to, że właśnie ta nasadka z podwójną rolką jest wyposażona w blokadę odkurzacza w pozycji pionowej. To oznacza, że możemy zostawić odkurzacz stojący na środku pomieszczenia i nie przewróci się on. Nie trzeba go opierać o ścianę lub kłaść na podłodze, co z pewnością jest zaletą. Zapewne jest to możliwe głównie dzięki temu, że wspomniana końcówka jest wystarczająco ciężka, aby odkurzacz się nie przewrócił. Na ogólną jakość wykonania absolutnie nie można narzekać. Wszystkie tworzywa sztuczne są dobrze wykończone i ściśle spasowane, bez zbędnych luzów.

W konstrukcji korpusu odkurzacza można wyróżnić kilka elementów. Głowna rama ma wbudowany silnik o mocy 460 W oraz duży i wygodny uchwyt. Znajdziemy w nim łatwo dostępne przyciski do włączania urządzenia, zmiany trybu (mocy ssania) oraz ręcznego spryskiwania podłogi wodą. Natomiast pod uchwytem, w okolicy silnika są też dwa dodatkowe przyciski: jeden do włączania samoczynnego czyszczenia (mycia i suszenia) rolek po sprzątaniu, a drugi do zmiany języka powiadomień głosowych. Wśród nich nie ma polskiego, ale jest np. angielski. Do tej ramy głównej podłączamy akumulator z sześcioma ogniwami, o pojemności 4600 mAh (99,36 Wh / 21,6 V). W komplecie dodano jeden moduł akumulatora. Kolejny można dokupić, co jest dobrym pomysłem, jeśli ktoś ma naprawdę duże mieszkanie lub dom do odkurzenia i umycia. Wymiana akumulatora trwa dosłownie kilka sekund.

Kolejnym elementem, który podłączamy do odkurzacza, jest zbiornik na kurz, który ma pojemność 0,3 litra. To niezbyt dużo, ale do typowego sprzątania wystarczy, zwłaszcza jeśli ktoś ma w domu robota, który ogarnia większość podłóg, a Jimmy PW11 Pro Max używany jest tylko do odkurzania niedostępnych miejsc oraz okazjonalnego zmywania plam z podłogi. Warto też podkreślić, że ten mały zbiornik na kurz używany jest tylko w połączeniu z nasadkami do sprzątania na sucho. Jeśli ktoś sprząta na mokro, to zanieczyszczenia trafiają do zbiornika na brudną wodę. Wadą zbiornika jest to, że nie ma klapki do szybkiego usuwania kurzu. Trzeba wymontować cały zbiornik (na szczęście trwa to dosłownie sekundę), a następnie wyjąć z niego moduł z filtrami i dopiero wtedy wysypać zwartość. Kwestia filtrów wygląda następująco: pierwszy (wstępny) jest metalowy i można go bez problemu myć. Za nim umieszczono filtr cienki filtr piankowy, a następnie końcowy filtr HEPA, który odseparowuje najmniejsze drobinki kurzu.

• « pierwsza
• ‹ poprzednia
• 1
• 2
• 3
• 4
• 5
• następna ›
• ostatnia »