Recenzja BattleForge - Kto ma szczęście w kartach...
- SPIS TREŚCI -
Gry karciane to ciekawa i niesłychanie towarzyska rozrywka, wymagająca nie tylko mocnych nerwów, ale i nielichego sprytu. Wspólne spędzanie wolnych chwil nad talią upodobali sobie nawet miłośnicy RPG. Poniekąd, nie mam tutaj na myśli popijania złocistego trunku, palenia niezliczonej ilości papierosów i zawierania zakładów pieniężnych, względnie gubienia garderoby. Owszem, taka zabawa także ma swoje niekwestionowane plusy, ale to nie czas i miejsce na propagowanie tego typu zajęć. Proponowałbym raczej uwagę skupić na popularnej w pewnych kręgach „karciance” Magic: The Gathering. Nazwa jest wielu osobom zapewne znana, bowiem „Medżik” to swoisty światowy fenomen. Pomimo iż nigdy nie podzielałem podobnej pasji, gdzieś w szufladzie trzymam dwa lub trzy zestawy do MTG. OK, co to wszystko ma wspólnego z BattleForge? Wbrew pozorom całkiem sporo. Najnowsza produkcja Electronic Arts łączy podstawowe cechy klasycznego RTS z elementami kolekcjonerskiej gry karcianej. Brzmi intrygująco? Dorzućmy jeszcze do tego rozbudowany tryb multiplayer oraz klimat fantasy, a uzyskamy ogólny obraz całości. Niech mnie piorun strzeli, jeżeli taka mieszanka okaże się niewypałem.
Autor: Sebastian „Caleb” Oktaba
Ekipa Phenomic dowodzona przez Volkerene'a Wertichem'a (rany, co za nazwisko) odpowiedzialnego za m.in. The Settlers i Spellforce postanowiła wkroczyć na tereny dotąd dziewicze. Któż wszak może wymienić bez chwili zastanowienia w pełni komercyjny tytuł będący MMORTS? Zgadza się - bieda - ale taki stan rzeczy nie mógł trwać wiecznie. Jak się okazuje, nawet giganci pokroju EA poszerzają swoje horyzonty, rezygnując wyłącznie z serwowania kolejnych odsłon Fify i Need For Speed. Co więc kryje się pod nazwą BattleForge? Zacznijmy od tego, że łącze internetowe jest wymagane, aby w pełni cieszyć się urokami gry. Bez tego nie wejdziemy nawet do menu, żeby posłuchać motywu muzycznego. Zadeklarowani single powinni trzymać się od opisywanego tytułu z daleka. Pomimo tego, iż rozgrywki na mapach w kampanii pojedynczego gracza są możliwe, nasze statystyki i osiągnięcia zapisywane będą od razu na serwerze. Powyższy zabieg ma ograniczyć ewentualne oszustwa i manipulacje. Aby się zalogować, wymagane jest utworzenie konta na stronie EA. Procedura przebiega szybko, niemniej początkowo były problemy z dobraniem się do serwera. Wznosząc plugawe przekleństwa i groźby, powoli traciłem nadzieję na bezkrwawe rozwiązanie zaistniałego problemu. Niebiosa okazały się na szczęście łaskawe i po kilku godzinach wkroczyłem do świata BattleForge. Jak to zwykle bywa w przypadku tytułów MMO, zaszła potrzeba zassania kilkuset megabajtów najnowszych poprawek. Funkcjonując już na rezerwach cierpliwości, przystąpiłem do właściwej zabawy...
Strona fabularna do największych atutów BattleForge z pewnością nie należy. Owszem, MMO nigdy przesadnie interesującymi historiami nie kusiły, ale ktoś wreszcie mógłby wybić się z szarego tłumu. Nic to, pozostaje ponownie „łyknąć” pełną patosu opowieść o walce dobra ze złem. Zresztą, posłuchajcie sami... Rzecz dzieje się w bajkowym królestwie Nyn, wzorowanym w dużej mierze na serii Heroes of Might & Magic oraz Warcraft. Konflikt pomiędzy bogami i tytanami trwa w najlepsze, zaś ludzie nie odgrywają w nim żadnej istotnej roli. I to byłoby na tyle... gdyby nie moment zwrotny w scenariuszu (no!). Bogowie, zapewne znudzeni monotonią walki, która bezpośrednio przeniosłaby się na grywalność tytułu, postanowili zmienić zasady (pod naciskiem EA). Wskazali więc szczęśliwych wybrańców i uczynili ich Skylordami. Posada całkiem niezła, bo oprócz oczywistych przywilejów oraz prestiżu, pozwala władać czterema żywiołami, wzywać do pomocy okrutne monstra i zamieniać wodę w piwo. Zupełnie przypadkiem takim oto „wozakiem” zostaje kierowany przez nas bohater, który (zaskakujące!) będzie musiał zaprowadzić porządek w traganym sporami świecie. Ekscytujące, brakuje jeno rycerzy, którzy mówią Ni! Banał i sztampa do kwadratu? Bezdyskusyjnie, aczkolwiek w grach nastawionych na rozgrywkę sieciową fabuła nigdy nie była wyznacznikiem jakości. Tym bardziej RTS z elementami kolekcjonerskimi (sic!) aspiracji godnych eRpega zdradzać nie musi. Siła BattleForge tkwi w czymś zupełni innym.
- 1
- 2
- 3
- 4
- następna ›
- ostatnia »
Powiązane publikacje

Recenzja The Elder Scrolls IV: Oblivion Remastered - Pięknie odświeżony klasyk z zachowaną esencją oryginału
91
Recenzja Assassin's Creed Shadows - recykling w sosie azjatyckim. Ubisoft próbuje odbić się od dna skacząc na plecy feudalnej Japonii
130
Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
127
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
150