Jak wymiana dysku HDD na SSD zaskoczyła pewnego niedowiarka
Wyższość dysków półprzewodnikowych (SSD) nad talerzowymi (HDD) była kiedyś powodem ożywionych dyskusji, jednak w aktualnej sytuacji rynkowej liczba entuzjastów tego rozwiązania drastycznie wzrosła. Trudno wszak w nieskończoność podważać największe atuty SSD-eków - krótki czas dostępu do danych, odporność na wstrząsy, wysokie transfery sekwencyjne i błyskawiczne operacje na małych plikach. Powodem braku przychylności wśród niektórych użytkowników była oczywiście kwestia przelicznika GB/PLN, który w ciągu minionych miesięcy na szczęście znacznie się poprawił. Dzisiaj za rozsądne pieniądze można kupić modele w rozmiarze 240-250 GB, więc perspektywa konsumentów również ulega zmianie. Pewna historia oparta na faktach natchnęła mnie nawet do napisania krótkiej mini-recenzji, jak udowodnić sceptykom, że dotychczas żyli w błędzie...
Ponieważ miałem ostatnio okazję przeprowadzić renowację cudzego komputera, sprawa SSD vs HDD ponownie wróciła na wokandę - znajomy poprosił o uzdrowienie maszyny, która pomimo całkiem przyzwoitej specyfikacji działała niezadowalająco. Sprzęt służył głównie do podstawowych zadań domowych: przeglądania zasobów internetu, edycji arkuszy kalkulacyjnych, przerzucania zdjęć, obejrzenia jakiegoś filmu, czasami odpalenia Wiedźmin 3 albo Fallout 4. Sprawdziłem konfigurację - pozornie wszystko było odpowiednie do takiego wysiłku, ale dynamika pracy systemu operacyjnego oraz używanego oprogramowania faktycznie pozostawiała trochę do życzenia. Całkiem świeży Windows 10 dostawał wyraźnej zadyszki przy dużych arkuszach danych, poziomy w grach ładowały się długo, ogólna responsywność platformy nie zachwycała. Zdiagnozowanie problemu okazało się stosunkowo proste, zwłaszcza iż narzekający posiadał czterordzeniowe Core i5, GeForce GTX 970 oraz standardowy i wcale najmłodszy dysk HDD. Skrajna „oszczędność” odbiła się nieszczęśnikowi czkawką.
Oczywiście pierwsze co starałem się facetowi wyraźnie zasugerować, to wstawienie SSD-ka zamiast HDD będącego standardowym 500 GB (7200 RPM) klockiem - wtedy usłyszałem sakramentalną formułkę, że wymiana dysku zwyczajnie nie może uzdrowić sytuacji. Nowy nośnik miałby tutaj pomóc? Dołożenie pamięci operacyjnej, przyspieszenie procesora, ale zmiana dysku? Przecież to nijak powinno wpływać na wydajność! Stara śpiewka. Argumentów przeciw było mnóstwo, trafiłem na wyjątkowo opornego malkontenta, którego nie przekonywały rekomendacje, a nawet testy jakimi się przecież zajmuję. Ostatecznie po dłuższej rozmowie doszliśmy jednak do kompromisu. Skoro inne metody „odmulenia” peceta moim zdaniem nie przyniosłyby spodziewanego rezultatu, znajomy postanowił zaryzykować kilkaset złotych - założyliśmy się wówczas o słuszność tej decyzji. Stawka była wysoka - butelka dobrej wody ognistej. Szczerze powiedziawszy nie powinienem przyjmować tego zakładu, ale wybacz Michale, będziesz dzięki temu lepiej pamiętał dzień przejścia na jasną stronę pamięci masowych.
Talerzowe dyski twarde to niestety kotwice spowalniające dzisiejsze pecety, świetnie spisują się jako tanie magazyny danych, ale nośnikiem systemowym najlepiej uczynić SSD. No chyba, że macie duuużo czasu i cierpliwości.
Wybór nieprzypadkowo padł na Samsunga SSD 850 EVO 250 GB, dostępnego wówczas (początek listopada) w naprawdę dobrej cenie ~320 złotych. Biorąc pod uwagę, że najtańsze sensowne nośniki o pojemności 120-128 GB kosztują minimum 200 złotych, coraz mniej opłaca się kupować takie urządzenia. Sami producenci doskonale to rozumieją, dlatego większość wysokowydajnych serii po prostu nie występuje w rozmiarze 120-128 GB. Osobom, które nie magazynują dziesiątek filmów, gier i fotografii, spokojnie wystarczy 250 GB przestrzeni roboczej. Sam posiadam jeszcze SSD 128 GB, gdzie zmieściłem system operacyjny, wszystkie potrzebne programy i Wiedźmin 3: Dziki Gon. Ponieważ znajomy jest typem wyjątkowo strachliwym, celował w produkt objęty pięcioletnią gwarancją, więc praktycznie byliśmy skazani na wspomnianego Samsunga SSD 850 EVO. Fakt wykorzystania i sposób działania pamięci 3D-VNAND TLC jakoś nieszczególnie go interesował, tylko korzyści z wymiany oraz długość okresu serwisowania. Cóż... chyba tak właśnie myśli przeciętny konsument?
Dobra - nośnik przyszedł, zmieniliśmy co trzeba, uprzednio sklonowaliśmy system i zrobiliśmy kilka pomiarów wydajności, aby zachowały się twarde dowody mojego zwycięstwa... Żebyście widzieli minę chłopiny, jak porównał sobie czasy wykonywania poszczególnych operacji i usiadł na chwilę do komputera, aby sprawdzić czy wszystko śmiga :) Jego wypowiedzi trzeba byłoby ocenzurować, ale pewnie sami łatwo zgadniecie, którego słowa używał najczęściej. Suma summarum użytkownicy posiadający SSD niczego nowego tutaj nie odkryją, aczkolwiek istnieje całkiem pokaźna grupa nieuświadomionych, której bardziej „życiowy” przykład wdrażania nowej technologii otworzy oczy. Znacie to przysłowie - zobaczyć znaczy uwierzyć? Talerzowe dyski twarde to niestety kotwice spowalniające dzisiejsze pecety, świetnie spisują się jeszcze jako magazyny danych, ale wybieranie takiego nośnika na systemowy jest grubym nieporozumieniem. Dotyczy to zarówno maszyn stacjonarnych, jak i notebooków, które dzięki SSD-kom też zyskują niesamowite przyspieszenie.
Powtarzałem to dziesiątki razy, praktycznie przy każdym teście SSD, jednak „historie z życia wzięte” dobitnie pokazują, że ciągle trzeba ludziom trochę pomóc w odkrywaniu lepszych rozwiązań, niż dotychczas używane. Nieprzekonanych trudno nawrócić słowem, czasami nawet magia wykresów nie skutkuje, ale posadzenie takiego delikwenta przed monitorem i dokładne pokazanie - to działa tak, a tamto tak - raczej nie pozostawia wątpliwości. Dzisiaj, kiedy cena takich urządzeń zbliża się do poziomu 300 złotych za 250 GB, inwestycja w półprzewodniki jak najbardziej nabiera sensu. Korzyści z przesiadki? Wszystko działa szybciej, reaguje sprawniej, trwa krócej - czego więcej potrzeba do szczęścia? Koronny argument o niższej żywotności dysków SSD, również tych posiadających pamięci TLC można włożyć między bajki, trudno bowiem w domowych warunkach zamordować nośnik klasy Samsung SSD 850 EVO. Poza tym, akurat tutaj producent dobrze skonstruował ofertę - wstawił kości 3D-VNAND, dorzucił pięcioletnią gwarancję i jeszcze nie przesadził z ceną. Morał tej historii jest optymistyczny - ja zadowolony, bo nagrodę zgarnąłem, a kumplowi komputer działa jak należy.
Powiązane publikacje

Twórcy gier robią wszystko, tylko nie najbardziej pożądane tytuły? W tym może być sporo prawdy...
108
EHA Tech Tour 2024: Odwiedziliśmy firmę ASUS i omawiamy nowości z rynków płyt głównych, zasilaczy, monitorów i nie tylko
5
EHA Tech Tour 2024: Monitory MSI QD-OLED ze złączami DisplayPort 2.1 oraz zestawy komputerowe z procesorami Intel Core Ultra
25
EHA Tech Tour 2024: Najnowsze zasilacze, chłodzenia procesorów oraz obudowy FSP dla wymagających użytkowników
20