Recenzja Wolfenstein 2009 PC - Aufiderzein Blazkowicz!
- SPIS TREŚCI -
Druga Wojna Światowa kryje wiele mrocznych sekretów oraz dotychczas nierozwiązanych zagadek. Po dzień dzisiejszy krążą legendy, które rysują wysokich oficerów Trzeciej Rzeszy jako okultystycznych guru, szukających sposobu na wygranie wojny nie tylko konwencjonalnymi metodami. Na przestrzeni lat zrodziło się wiele niesamowitych opowieści, jasno sugerujących iż naziści z zainteresowaniem zgłębiali najskrytsze sekrety starożytnych kultur. Czy miało to bezpośrednie przełożenie na nowe technologie i opracowywane ściśle tajne projekty? Trudno zgadywać, ale chyba coś jest na rzeczy. Czas nieubłaganie mija, zaś gęsta aura spowijająca wojenne tajemnice wcale nie słabnie. Podsycana przez nurty science fiction oraz poszukiwaczy skarbów III Rzeszy, przybiera w popkulturze rodzaj specyficznego socjologicznego zjawiska. Zaprawdę mroczne to karty w dziejach historii, lecz równocześnie niebezpiecznie fascynujące. Dziwny wstęp jak na recenzję gry? Nie do końca, bowiem sprawa dotyczy legendarnego Wolfensteina, a w zasadzie jego unowocześnionej odsłony. Czy odświeżony praojciec gatunku Fps jest tak samo rewelacyjny jak Return To Castle Wolfeinstein? Na pewno B.J. Blazkowicz będzie ostro walił Niemca w hełm, ale czy to wystarczy żeby ponownie odnieść spektakularny sukces?
Autor: Sebastian „Caleb” Oktaba
Od momentu premiery Wolfenstein 3D spod igły Id Software minęło już siedemnaście długich lat. Pomimo gigantycznego sukcesu oraz szerokiej rozpoznawalności, przodek wszystkich shooterów doczekał się dopiero drugiej reinkarnacji na miarę XXI wieku. Return to Castle Wolfenstein wydany w 2001 roku nie tylko pozytywnie zaskoczył graczy, ale również na stałe wpisał do panteonu Fps. Science fiction osadzone w realiach Drugiej Wojny Światowej szybko zyskało liczne grono sympatyków, stanowiąc miłą odskocznię od kolejnych „przyziemnych” Call of Duty oraz Medal of Honor. Kampania dla pojedynczego gracza syciła, ale dopiero zmodyfikowany tryb multiplayer w postaci Enemy Territory sprawił, że świat oszalał. Potem nastała grobowa cisza. Stworzenie kolejnego superhitu na miarę Wolfa 3D zawsze wiąże się z pewnym ryzykiem, nie dziwiła więc powściągliwość w publikowaniu informacji dotyczących postępu prac. Pierwsze lepsze studio developerskie nie podołałoby tak ambitnemu wyzwaniu. Skoro siły Id Software skupione zostały na nowym projekcie (Rage), kogo zatem zaangażowano do harówki nad Wolfensteinem? Z odsieczą przyszli koledzy po fachu, znani z wielu świetnych produkcji - Raven Software. Wystarczy wspomnieć legendy pokroju Black Crypt, Hexen, Heretic, Soldier of Fortune czy Star Wars Jedi Knight by zrozumieć z kim mamy do czynienia. Wydawałoby się iż to najlepszy z możliwych wyborów, niemniej po rozczarowującym Quake IV należało zachować pewną dozę ostrożności. Osobiście bardzo wysoko cenię Return to Castle Wolfenstein głównie ze względu na umiejętne połączenie elementów historycznych z fikcyjnymi. Jednocześnie gra nie popadała w przesadyzm, co dodatkowo stanowiło o jej wyjątkowości. Dzięki temu powstał rasowy, soczysty Fps dla wielbicieli „kolorowej” wersji historii. Zresztą, nawet osoby kompletnie ignorujące wszelkie wojenne opowieści z pierwiastkiem s-f bawiły się przy RTCW przednio.
Tymczasem B.J. Blazkowicz powraca. Agent specjalny OSA o dziwnie znajomym nazwisku ponownie musi udowodnić nazistom kto jest nadajnik, a kto odbiornik. Swoją krucjatę rozpoczyna na pokładzie pancernika Tirpitz, stacjonującego nieopodal wybrzeży Anglii. Hulanka na pokładzie okrętu kosztowałaby go zapewne życie, gdyby nie tajemniczy medalion zarekwirowany chwilę wcześniej pewnemu generałowi. Mała błyskotka okazuje się potężnym artefaktem skrywającym nieopisaną moc, o czym dotkliwie przekonuje się załoga. Blazkowicz korzystając z okazji posyła jeszcze Tirpitza na dno (!?) i zarekwirowanym samolotem przy asyście fajerwerków opuszcza łajbę. Naczelne dowództwo zaraz po otrzymaniu znaleziska przystępuje do badań, ale naukowcy niewiele byli w stanie powiedzieć. Jedyne co ustalili, to miejsce pochodzenia kryształów emanujących dziwną energią. Rzekomo wydobywane są w okolicach miasta Isenstadt, zatem właśnie tam przełożeni posyłają nasz żołnierki tyłek. Wedle źródeł wywiadowczych, stacjonująca na miejscu dywizja SS zajmująca się zjawiskami paranormalnymi odkryła coś interesującego. Misja z pozoru wydaje się rutynowa, zakłada bowiem iż zamieszanie dotyczy planów kolejnej wunderwaffe. Nowa zdobycz techniki mogłaby przechylić szalę zwycięstwa na niewłaściwą stronę, zapewniając nazistom upragnioną hegemonię. Taki ponury scenariusz byłby kompletnie nie do zaakceptowania. Interwencja B.J. jest więc nieunikniona. Prawdziwa zabawa jednak dopiero się rozpoczyna i nie tylko Niemcy na czele z despotycznym generałem Zettą będą naszym zmartwieniem... Fabuła, pomimo jak zwykłe sporego potencjału, pełni rolę pretekstu do szalonej rozwałki. W scenariusz wplątano kilka organizacji w tym ruch oporu, przemytników oraz zgromadzenie mistyków lecz zgodność jakichkolwiek faktów lepiej przemilczeć. Całość okraszono klimatem nakreślonym grubą kreską, być może dla niektórych zbyt grubą. Gra niekoniecznie przypadnie do gustu miłośnikom historii i jako materiały dydaktyczne do nauki raczej nie posłuży.
- 1
- 2
- 3
- 4
- następna ›
- ostatnia »