Recenzja Split Second: Velocity - Highway To Hell
- SPIS TREŚCI -
Ostatnio doszedłem do wniosku, że przerażająco dawno nie obcowałem z naprawdę porządnymi, ale jednocześnie kompletnie zwariowanymi arcade'owymi wyścigami. Trochę zatęskniłem za samochodówkami, które kładą główny nacisk na efekciarskie kolizje, czystą frajdę palenia gumy i nie zmuszają do korzystania z dodatkowego kontrolera, aby w pełni opanować system sterowania. Jeżeli rozrywka okazałaby się wtedy lekko odmóżdżająca i niezobowiązująca - to nawet lepiej - wszak szkoda przesadnie angażować się w zabawę przed komputerem, gdy za oknem panuje wiosna. Czyżbym miał odrobinę wygórowane wymagania? Możliwe, aczkolwiek powyższe postulaty postara się spełnić bohaterka dzisiejszej recenzji - Split Second (zbieżność nazwy z filmem o tym samym tytule, gdzie występuje Rutger Hauer jest przypadkowa). Najnowsza produkcja Black Rock Studio odważnie rzuca rękawicę konkurencji w postaci Burnout: Paradise, Flatout: Apokalipsa i debiutującemu niemal równocześnie Blur od chłopaków z Bizarre Creations. Sprawa niełatwa, zatem czym Split Second ma zamiar przekonać do siebie spragnionych adrenaliny graczy? Jak wieść gminna niesie przepychankami na drodze, szaleńczym tempem oraz totalną rozwałką w najlepszym wydaniu. Ciekawe, ile z tych deklaracji udało się ekipie Black Rock Studio faktycznie zrealizować...
Autor: Caleb - Sebastian Oktaba
Od zarania dziejów, fabuła jest bodajże najsłabszym punktem gier wyścigowych, co akurat nikogo nie powinno dziwić. Z drugiej strony miłą odmianą byłaby sytuacja, gdyby naszym poczynaniom za kółkiem towarzyszyła niekoniecznie skomplikowana, ale przynajmniej wiarygodna i odchodząca od oklepanego standardu historyjka. Chyba nie potrafię dokładnie sprecyzować, czego bym wymagał od takowego scenariusza, niemniej walka o koronę mistrza względnie inwigilowanie półświatka przestępczego zaczyna powoli drażnić. Split Second wcale nie wychodzi poza szereg, chociaż stara się nieco zakamuflować pewne niedyspozycje. Otóż, tym razem pokierujemy poczynaniami kierowcy biorącego udział w niebezpiecznym oraz bardzo popularnym telewizyjnym programie. Sport przyszłości przyciąga tłumy przed ekrany, stąd każdy zawodnik pragnie zabłysnąć choćby przez krótką chwilę na telewizyjnym firmamencie. Bynajmniej, rywalizacja we wspomnianym show z klasycznymi wyścigami ma niewiele wspólnego, co można zauważyć już na screenach. Split Second przypomina trochę zmotoryzowaną wersję noweli Stephen Kinga „The Running Man„ skrzyżowaną z Burnout oraz kultowym filmem Death Race 2000. Nie owijając w bawełnę - żeby wygrać, nie wystarczy przekroczyć linii mety jako pierwszy. Trzeba najpierw w ogóle do niej dotrzeć, czego przeciwnicy nie zamierzają nam ułatwiać i vice versa. Wszystko dzieje się w asyście wybuchów, kłębach dymu oraz zgrzycie wyginającej się blachy. Oh, słitaśnie.
Doświadczenia zdobyte przy Need 4 Speed: Shift i DiRT 2 wyrzućcie natychmiast do kosza - na nic się zdadzą. Dlaczego? Zmagania futurystycznych pojazdów w Split Second wzbogacono o liczne elementy zaczerpnięte z gier akcji, wśród których prym wiodą efektowne eksplozje oraz szeroko pojmowana demolka. Zasady fair play nie obowiązują, podobnie jak kodeks ruchu drogowego. Skoro trasy naszpikowane zostały przeszkodami, skrótami i ładunkami wybuchowymi gotowymi do natychmiastowej detonacji, impreza musi z czasem zamienić się w piekło. Oczywiście, rywale nie będą biernie przyglądać się naszym zuchwałym poczynaniom z rozdziawionymi ustami lecz sami chętnie skorzystają z nadarzających okazji. Cokolwiek by się działo, spokoju nie zaznamy. Drogą prostej dedukcji łatwo więc wywnioskować, że na skomplikowany model jazdy lub realistyczny system kolizji lepiej się nie nastawiać, gdyż mamy do czynienia z typową zręcznościówką. Split Second w założeniu celował w gusta osób dobrze bawiących się przy seriach Flatout i Burnout, stąd totalnie arcade'owy charakter opisywanej produkcji. Tak na marginesie - podstawowa kampania została podzielona na dwanaście epizodów składających z siedemdziesięciu dwóch rajdów, zrealizowanych w formie wspomnianego wyżej telewizyjnego show. Pod koniec każdego rozdziału, raczeni jesteśmy zapowiedzią kolejnego sezonu na modłę serialową i ponownie wbijamy na tor. W takim razie - gazu!
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- następna ›
- ostatnia »