Risen 3: Władcy Tytanów. Recenzja cRPG dla koneserów gatunku
- SPIS TREŚCI -
Chociaż większość graczy zakochanych w komputerowych role-playing dostrzega na horyzoncie wyłącznie premiery Dragon Age: Inkwizycja oraz Wiedźmin 3: Dziki Gon, bagatelizując innych przedstawicieli tego znamienitego gatunku, niektórzy w ramach szybkiej przekąski nie pogardzą również mniej spektakularnymi produkcjami. Niemieckie studio Pirahna Bytes dobrze wiedziało, że bezpośrednie starcie z nadchodzącymi gigantami może okazać się śmiertelne, nawet pomimo posiadania wiernych wyznawców swojej twórczości, dlatego na debiut Risen 3: Władcy Tytanów wybrało względnie bezpieczny moment. Jeśli czujecie dokuczliwy głód niekoniecznie wakacyjnej przygody, powinniście wyruszyć z Bezimiennym na kolejną samobójczą wyprawę, zanim nadlecą smoki i pojawi się Biały Wilk...
Autor: Sebastian Oktaba
Risen w prostej linii stanowi spadkobiercę kultowego Gothic, odziedziczył bowiem schedę po zniesławionym pierwowzorze i konsekwentnie realizuje jego założenia. Chociaż prawa do marki po bataliach sądowych uzyskał wydawca, to producent odpowiadał za klimat oraz całokształt serii, zabierając wszystko razem ze swoim zespołem. Skutkiem tego Arcania: A Gothic Tale nazywana również Gothic IV okazała się totalnym nieporozumieniem, które pozornie bardzo przypominało poprzedników i konkurencję, ale wyraźnie brakowało jej szlifów. Fatalny dodatek zatytułowany Upadek Setarrif tylko to potwierdził - Gothic ostatecznie się skompromitował i popadł w niełaskę. Natomiast wcale niedoskonały Risen został przyjęty z ogromnym entuzjazmem, pozwalając naszym zachodnim sąsiadom spokojnie opracować Risen 2: Mroczne Wody, a dzisiaj programiści przedstawiają trzeci rozdział tej kolorowej opowieści. Czego należy się spodziewać? Ukłonu w stronę konserwatystów czy zwolenników innowacji?
Risen 3: Władcy Tytanów nie przynosi wielkich rewolucji w strukturze rozgrywki, konstrukcji świata czy oszałamiającej oprawy graficznej. Niemcy postawili na tradycję albo zwyczajnie zabrakło im budżetu, żeby powalczyć o koronę królów gatunku. Pewnie dla najwierniejszych fanów Bezimiennego będzie to niekwestionowana zaleta, aczkolwiek trzeba mieć pełną świadomość, iż pierwsza część trylogii zadebiutowała w 2009 roku. Czas biegnie nieubłaganie więc niektóre rozwiązania zamiast klasycznymi mogą okazać się archaicznymi, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie sequel, powielający błędy oryginału przywleczone jeszcze ze strasznie zabugowanego Gothic III (konsekwencja wspólnego silnika). Jeśli kolejny raz otrzymam identyczny zestaw technicznych wpadek, rażących niekonsekwencji, słabą optymalizację oraz toporny system walki, prawdopodobnie stracę resztki sympatii do Pirahna Bytes.
Fabuła została utrzymana w duchu poprzednika, co zapewne podzieli społeczność - jednych niezmiernie uraduje, innych zaś odrzuci - piraci wprowadzeni w Risen 2: Mroczne Wody wracają. Sami oczywiście należymy do zacnego gremium wiecznie nabzdryngolonego rumem, rozpoczynając zmagania na pokładzie łajby uczestniczącej w morskiej bitwie. Niestety szczęście w końcu Bezimiennego opuszcza, przeciwnik okazuje się silniejszy i gagatek przypłaca to życiem... Wprawdzie tylko chwilowo, ponieważ niebawem odradza się niczym mityczny feniks z popiołów, jednak pozbawiony bardzo ważnego elementu - własnej duszy. Priorytetem będzie jej odzyskanie, ale zanim to nastąpi odbędziemy długą tułaczkę i stawimy czoła mrocznym siłom, które wykorzystały nieobecność bohatera do najechania okolicy. Warto jeszcze nadmienić, że nasz wirtualny awatar jest synem kapitana Stalowobrodego i młodszym bratem biuściastej Patty, nie oryginalnym Bezimiennym z dwóch poprzednich części. Zaskoczeni? Reszty dowiecie się przechodząc kampanię...
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- następna ›
- ostatnia »