Recenzja Medal of Honor: Warfighter - Cel... Ognia! Pudło...
- SPIS TREŚCI -
Hej chłopcy, bagnet na broń! Spakujcie czym prędzej slipki z motywem amerykańskiej flagi, kilka puszek Doktora Peppera oraz składankę patriotycznych pieśni, bowiem rychło wyruszamy na niebezpieczną misję przeciwko bezwzględnym terrorystom. Głównym sponsorem imprezy jest oczywiście armia Stanów Zjednoczonych, więc powinniście już chyba przeczuwać w jakim kierunku zmierzamy. Podczas wojaży na pewno przyda się jeszcze naładowana broń, garść granatów oraz kamizelka kuloodporna, która skutecznie ochroni nasz jankeski tyłeczek. Medal of Honor: Warfighter to zabawa wyłącznie dla otrzaskanych w żołnierskim fachu zakapiorów, śpiących z gnatem pod poduszką i tylko czekających na wezwanie. Jeśli spełniacie powyższe kryteria, to możecie poczuć się zaproszeni w szeregi chłopaków z oddziałów specjalnych. Pewnie wielu z Was pamięta poprzednie wcielenie serii, jednak czy drugie podejście do nowoczesnego pola bitwy w wykonaniu Medal of Honor okaże się lepsze? Kasa na marketing, nowoczesny silnik graficzny i wszelkie licencje się znalazła. Gorzej z pomysłem na rozgrywkę...
Autor: Caleb - Sebastian Oktaba
Dzisiaj pewnie tylko garstka osób pamięta, iż Medal of Honor narodził się dzięki konsoli Sony PlayStation, gdzie w 1999 roku zadebiutowała pierwsza część. Dopiero trzy lata później Medal of Honor: Allied Assault zagościł na komputerach osobistych, skupiając na sobie uwagę fanów dziesiątkowania nazistowskich wypierdków. Jeszcze do wczesnej jesieni 2010 roku domeną cyklu kultowych strzelanin była II Wojna Światowa, której fronty przemierzyliśmy wzdłuż i wszerz od zachodu po daleki wschód. Odwrót nastąpił dopiero przy okazji odrestaurowania marki, zaś recenzję Medal of Honor mogliście swego czasu przeczytać na łamach PurePC (LINK). Electronic Arts najpewniej wpatrzone w gigantyczny sukces Activision i konkurencyjnego Call of Duty, postanowiło wyciągnąć własne asy z rękawów cyklicznie wypuszczając Medal of Honor i Battlefield.
Jednak chociaż kolejne wcielenia Call of Duty prezentowały coraz słabszą kondycję, zwłaszcza w kontekście doskonałego Modern Warfare, to odświeżony Medal of Honor rywalowi nie dokopał. Czegoś ewidentnie zabrakło - jakiejś iskierki geniuszu i technicznego dopracowania. Electronic Arts chyba zbyt długo zwlekało z wypuszczeniem MoH, pozwalając CoD wyeksploatować temat do ostatniej kropelki oryginalności. Sytuacja wygląda teraz podobnie jak w czasach permanentnego wcielania w żołnierzy spod sztandaru czerwonej tudzież białej gwiazdy, walczących rzecz jasna z plagą niemieckich oraz japońskich agresorów, tylko realia i przeciwnicy odrobinę się zmienili. Cóż... może następca recenzowanej produkcji pokaże coś mniej oklepanego, bowiem Warfigter na pewno tego nie uczyni.
Medal of Honor: Warfighter kontynuuje przygodę zapoczątkowaną w poprzedniej części, gdzie poznaliśmy kilku komandosów z Tier 1 wyspecjalizowanych w szybkich dywersyjnych akcjach. Głównym spoiwem pomiędzy nimi jest natomiast Preacher, który zarządza gromadą nieogolonych facetów, samemu zresztą przypominając pełnoprawnego członka rockowej grupy ZZ Top. Zespół złożony z zawodowców stara się zdemaskować i unieszkodliwić terrorystyczną siatkę powiązaną z Al-Kaidą, odpowiadającą między innymi za zamachy w Madrycie w 2004 roku. Chłopakom sen z powiek spędza Pentryt (PETN) - jeden z najsilniejszych znanych materiałów wybuchowych, znajdujący się oczywiście w niepowołanych rękach. Smaczku zabawie ma dodawać fakt, że wszystkie scenariusze oparto na rzeczywistych wydarzeniach...
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- następna ›
- ostatnia »