Zgłoś błąd
X
Zanim wyślesz zgłoszenie, upewnij się że przyczyną problemów nie jest dodatek blokujący reklamy.
Błędy w spisie treści artykułu zgłaszaj jako "błąd w TREŚCI".
Typ zgłoszenia
Treść zgłoszenia
Twój email (opcjonalnie)
Nie wypełniaj tego pola
Załóż konto
EnglishDeutschукраїнськийFrançaisEspañol中国
 

Recenzja Mirror's Edge - Mam tak samo jak Ty...

Sebastian Oktaba | 28-01-2009 14:59 |

Czy ktoś ze zgromadzonych na sali pamięta film „Yamakasi” w reżyserii niejakiego Luca Bessona? Zasadniczo nic nadzwyczajnego, ale w pamięci utknęli mi bohaterowie tegoż obrazu. Byli to pozornie zwykli ludzie, posiadający niecodzienne hobby. Wszak wdrapywanie się na wieżowce i bieganie po dachach do normalnych, a już z pewnością bezpiecznych, zajęć nie należy. Nigdy nawet nie próbowałem wyobrazić sobie, jak wyglądałaby gra wykorzystująca taki pomysł. Zastanawiać zacząłem się dopiero, gdy zobaczyłem pierwsze zwiastuny Mirror's Edge. Zręcznościówka z widokiem pierwszoosobowym i praktycznie bez broni palnej? Oż w mordę, pomyślałem, to może być niezła zabawa! Przyznam się, że zostałem zaintrygowany. Ale zaraz przyszła fala zwątpienia, czy taka koncepcja w ogóle ma rację bytu? Studio DICE miało więc szansę stworzyć tytuł naprawdę oryginalny i nietuzinkowy, ryzykując jednocześnie upadek z wysokości, który mógł dotkliwie zaboleć. Czekałem więc z zaciekawieniem, aż wersja na komputery osobiste ujrzy wreszcie światło dzienne, chociaż na konsolach dostępną była od kilku miesięcy. I oto jest. Zatem do biegu ... gotowi ... start!

Autor: Sebastian „Caleb” Oktaba

Orientalnej urody postać, widoczna na większości materiałów promocyjnych, to Faith Connors. Nie jest przy tym żadną tajemnicą, że owa niewiasta, jest zarazem maskotką oraz główną bohaterką Mirror's Edge. Faith, to z przekonania i zawodu sprinterka, dostarczająca poufne informacje dla specyficznej klienteli, chcącej pozostać anonimową. Zainteresowani jej usługami są przede wszystkim rebelianci i opozycjoniści, którym nie w smak poczynania totalitarnego rządu. Dlaczego? Gigantyczna, sterylna i bezpieczna metropolia wydaje się wymarzonym miejscem do życia. Czy aby na pewno? Wszystko ma wszak swoją cenę, a w tym przypadku nie jest inaczej. Spokój kosztował mieszkańców pozbawienie swobód obywatelskich, prawa do prywatności i poufności korespondencji. Władza stała się wszechwiedząca, wszechobecna i wszechwładna. Wielki brat patrzył swoim przenikliwym wzrokiem, prześwietlając i monitorując niemal każdego. Nie oznaczało to jednocześnie, że świat stał się całkowicie wolny od zbrodni, przemocy i korupcji. Właściwa fabuła rozpoczyna się w momencie, gdy siostra bohaterki zostaje wrobiona w morderstwo kandydata na burmistrza. Faith podejmuje próbę oczyszczenia Kate z zarzutów, a jej przygoda stanie się również naszym udziałem ... Wskakujemy zatem w luźne dresiki, wkładamy wygodne buty i wio na miasto. Kolejne rozdziały rozpoczynamy zawsze od animowanych wstawek, dopełniających całości i zręcznie przedstawiających nowe fakty. Niby wszystko trzyma się kupy, niemniej scenariusz Mirror's Edge odgrywa rolę drugoplanową.

Faith, to w gruncie rzeczy drobna dziewczyna, nie posiadająca arsenału morderczych zabawek i nadzwyczajnych zdolności. No, może nie do końca - jej atutami są małpia zręczność, szybkość i całkowity brak lęku wysokości. Środowisko naturalne w którym czuje się swobodnie, to drapacze chmur, a dokładniej ich dachy. Przemierza więc pokaźnych rozmiarów aglomerację wyznaczonymi szlakami, które do bezpiecznych wcale nie należą. Zawsze znajdzie się ktoś zainteresowany jej niespodziewaną obecnością. Mogą to być strażnicy, ochroniarze lub policja. Spotkania są nieuniknione. Wtedy przychodzi czas na dokonanie wyboru - co robić? Ręczne wykańczanie oponentów jest jak najbardziej możliwe, ale narażamy się tym samym na ryzyko śmiertelnego zejścia. Nie posiadamy paska informującego o stanie zdrowia, zatem nasza wytrzymałość to sprawa umowna. Zginąć można łatwo, wystarczy dosłownie kilka „puknięć” kolbą karabinu. Apteczek nie ma w ogóle. Niemniej sztukę samoobrony Faith opanowała do perfekcji, dzięki ciosom i kombosom. Tych jest sporo, włączając w to kombinacje z wykorzystaniem ścian oraz innych elementów otoczenia. Kop z bezpośredniego wślizgu prosto w krocze? Proszę bardzo, ale to tylko jedna z opcji. Z kolei rozbrojenie przeciwnika, pozbawienie go broni i następnie wykorzystanie jej we wiadomym celu, nie jest wcale alternatywą. Dzierżąc giwerę w dłoni, automatycznie pozbawiamy się części możliwych do wykonania ruchów. Strzelanie nie daje przesadnie wiele radochy, agresorzy zaś mają zazwyczaj porządne „zabawki” i przewagę liczebną. Natomiast opcją najbardziej emocjonującą jest klasyczna ucieczka, ale to już zupełnie inna historia ...

Bądź na bieżąco - obserwuj PurePC.pl na Google News
Zgłoś błąd
Sebastian Oktaba
Liczba komentarzy: 0
Ten wpis nie ma jeszcze komentarzy. Zaloguj się i napisz pierwszy komentarz.
x Wydawca serwisu PurePC.pl informuje, że na swoich stronach www stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Kliknij zgadzam się, aby ta informacja nie pojawiała się więcej. Kliknij polityka cookies, aby dowiedzieć się więcej, w tym jak zarządzać plikami cookies za pośrednictwem swojej przeglądarki.