Recenzja Borderlands - Diablo w stylu Fallout
Analizując historię rozwoju gier komputerowych, szczególnie niezmiennie popularnych strzelanin pierwszoosobowych, łatwo zaobserwować pewien stale postępujący trend. Mianowicie klasyczne shootery powoli odchodzą do lamusa, wypierane przez hybrydy międzygatunkowe. I nic dziwnego. W końcu tytuły pokroju Bioshock czy S.T.A.L.K.E.R. łączące w sobie cechy FPS oraz cRPG cieszą się coraz większą popularnością. Korzyści płynących z takowych fuzji można wyliczyć multum począwszy od ambitniejszej fabuły na większej grywlaności skończywszy. Przyszłość należy do nich, zaś jako wielki entuzjasta „mieszańców” nie mogłem przegapić także Borderlands. Gra w założeniach miała scalać najlepsze cechy Diablo oraz Call od Duty podawane w klimacie Fallouta. Brzmi znajomo? Owszem, wszak Id Software obecnie pracuje nad zbliżonym projektem zatytułowanym Rage. Zanim jednak zobaczymy efekty pracy kolegów Johna Carmacka, warto bliżej zainteresować się Borderlands, jako przedsmak tego co nas czeka...
Autor: Sebastian „Caleb” Oktaba
Spośród wszystkich gatunków jakie dotychczas zdołały się wyklarować, First Person Shooter oraz Role Playing Game wyraźnie do siebie pasują, dzieląc nawet wspólne korzenie. Zresztą, abstrahując od historycznych koneksji, przykładów potwierdzających sensowność krzyżowania tych dwóch form wirtualnej rozrywki nie brakuje. Wystarczy wymienić Deus Ex (rewelacja), Morrowind, Mass Effect czy Fallout 3, które udowodniły jak dobrze owe rozwiązanie sprawdza się w praktyce. Szkoda, że Borderlands z pełnokrwistym „roleplejem” ma tyle wspólnego, co black metal z reggae. Daleki kuzyn Bioshock jedynie udaje, iż jest czymś więcej niż rozbudowanym shooterem z aspiracjami. Jakiekolwiek porównania z trzecim Falloutem, poza postapokaliptycznymi realiami, nie mają więc najmniejszego sensu. Wprawdzie świat Pustkowi posiada częściowo otwartą strukturę, postać zdobywa doświadczenie i rozwija umiejętności, ale nad elementami cRPG zdecydowanie przeważa pierwiastek bezkompromisowej akcji. Podczas exodusu skupiamy się głównie na eliminowaniu przeciwników upuszczających coraz potężniejsze przedmioty. Nieliczni NPC pełnią rolę słupów ogłoszeniowych, skutecznie unikając dialogów. Suma summarum, produktowi Gearbox Software bliżej do wariacji Diablo niż jakiekolwiek innemu FPS. Ale czy w gruncie rzeczy to coś zmienia? Niby dlaczego? Najważniejsza jest frajda płynąca z zabawy o którą twórcy zadbali na kilka sposobów, o czym nie omieszkam wspomnieć w dalszej części recenzji. Tymczasem uraczę Was kolejną niesamowitą opowieścią, stanowiącą pretekst do mordowania, palenia, gwałcenia i łupienia.
Swego czasu Pandora przyciągała uwagę najzuchwalszych galaktycznych awanturników, pragnących się dobrze zabawić. Bynajmniej nie o niewiastę znaną z kart greckiej mitologii chodzi, lecz pustynną planetę krążącą gdzieś w odmętach przestrzeni kosmicznej. Jałowy i nieprzyjazny klimat choć zbliżony do rodzimego globu, szybko zniechęcił gros śmiałków, którzy zabrali zabawki i pospiesznie wrócili do domów. Zadupie wszechświata nie interesuje już nikogo poza degeneratami, banitami, pustelnikami oraz... niespełnionymi poszukiwaczami skarbów. Nawet pies z kulawą nogą nie spojrzałby na Pandorę cieplejszym wzrokiem, gdyby nie plotki pobudzające wyobraźnię tych, którym ewidentnie brakuje zdrowego rozsądku. Każdy kto dysponuje iście Sherlockowską dedukcją zapewne zgadnie, iż to właśnie nam przypadnie zaszczyt odwiedzenia tego opuszczonego kawałka ziemi. Cel przyświecający wizycie jest nad wyraz oczywisty. Zgodnie z legendami opowiadanymi przez pijanych traperów, Pandora skrywa jedną niezmiernie cenną tajemnicę. Wedle lokalnej legendy, pośród piasków znajduje się skarbiec z nieprzebranymi bogactwami obcej cywilizacji. Wisienką na torcie jest pewien potężny artefakt, marzenie każdego poszukiwacza... Dobra, można już zbierać szczęki z podłogi, ewentualnie zmienić pieluchy lub delikatnie uszczypnąć w ucho coby wyjść z oniemienia. Jeżeli ktokolwiek nawinie sądził, że Gearbox przełamie konwenanse, właśnie otrzymał otrzeźwiający policzek. Imperatywy rządzące kanonem FPS wzięły górę, przez co scenariusz Borderlands uproszczono do granic przyzwoitości. Trudno, hack'n'slash z giwerami też może okazać się całkiem godziwą rozrywką...
- 1
- 2
- 3
- 4
- następna ›
- ostatnia »
Powiązane publikacje

Recenzja Avowed - powrót do świata znanego z Pillars of Eternity. Kawał dobrego cRPG z kilkoma potknięciami do dopracowania
125
Recenzja Kingdom Come Deliverance II - triumfalny powrót Henryka ze Skalicy. Pierwszy mocny kandydat do gry roku
153
Recenzja Path of Exile 2, czyli pogromcy Diablo 4. Opinia po wielu godzinach spędzonych w Early Access
76
Recenzja STALKER 2: Heart of Chornobyl - Zona ponownie wzywa! Gra jest wciągająca i klimatyczna, ale wymaga kilku poprawek
60